Kwestia samej definicji kompozycji została oczywiście bardzo szybko wyjasniona, podana i zaakceptowana przez consensus ordinum. Być może aklamacja wynikała z wrodzonego w człowieka lenistwa, a być może z prostego wniosku, że z definicją taką, głoszacą iż kompozycją jest „pewien układ płaszczyzn kolorystyczno-geometrycznych na powierzchni dzieła”, w zasadzie nie sposób dyskutować. Faktem jest, że sama ta definicja nie mówi nam w zasadzie nic, oprócz tego, że cokolwiek zostanie sfotogafowane, namalowane, czy skonstruowane – kompozycję będzie musiało mieć. Chcemy tego czy nie.
Przypomina mi się w takiej sytuacji – nie wdając się w szczegóły – odwieczna i pewnie już też banalna kłótnia artystów-teoretyków o skrajnej dominacji formy nad treścią, lub na odwrót – przypominająca trochę dyskusję domorosłych bigotów o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia…
Sucha definicja kompozycji – jako ewentualny punkt wyjścia do dyskusji nad fotografią – okazała się mało konkretna. Myśl, że cokolwiek co sfotografowaliśmy jest tak czy siak skomponowane, czy tego chcemy czy nie, nie jest myślą szczególnie rozwojową. Rozmija się też z oczekiwaniami społeczeństwa rozwijającego się. Ono nie chce ogólników – chce konkretu: to jest dobre, zaś to jest złe; fotografując tak a tak fotografujemy źle lub nie-źle; realizując taki a taki program czy przepis zawarty w ponad miarę ilustrowanych książkach z przodujących księgarni robimy zdjęcia lepsze lub nie-lepsze.
Człowiek doby dorobku finansowego, chodzący do pracy by zwiększać w pocie czoła dochód narodowy brutto i własny procent na bankowym koncie, nie ma czasu na długotrwałe studia nad estetyczną i artystyczna stroną swych zdjęć. Człowiek ten chce prostych i łatwych schematów działań, a na pewno przynajmniej schematów. Chce algorytmu.
Człek ten przeciętny (a wszak on to siłą świata jest i basta) kiedy już opanuje tajniki przysłony i czasu otwarcia migawki, kiedy kupi za ciężkie pieniądze kiepski, ale firmowy obiektyw i wydaje mu się, że za jego pomocą sfotografuje wszystko i z każdej strony, kiedy to jego hobby stanie się święcąca ostatnio tryumfy fotografia, on to właśnie, widząc swe takie a nie inne fotografie, postanowi w pędzie do jakiegokolwiek rozwoju, rozwijać dalej swe umiejętności, by zdjęcia jego były coraz lepsze.
Właśnie dla takiego fotografa następnym krokiem będzie nauka kompozycji. Będzie traktował ją jako gwaranta poprawy jakościowej jego własnych prac fotograficznych. Ogólna definicja kompozycji, czy zastanowienie się nad samą jej istotą, nie będzie go interesowała, bo nie da mu tej gwarancji poprawy, tegoż wymarzonego rozwoju. Człowiek ten będzie chciał przepisu. Drogi na skróty. Tępego jednoznacznego drogowskazu i niczego więcej.
Sformułowanie Kazimierza Malewicza, że do istoty człowieka oraz świata należy spoczynek i inercja („Celem życia nie jest życie, rozwijanie własnej dynamiki, lecz trwanie w bierności.”*) – w dzisiejszym świecie bardzo oczywiste – nabiera według powyższych luźnych myśli dodatkowego znaczenia. Wszak w tym wypadku człowiek współczesny czyniąc coś summa summarum jednocześnie nie czyni nic istotnego.
*/ cytat zaczerpnięto z książki Kazimierza Malewicza „Świat bezprzedmiotowy”; Wydawnictwo „Słowo/obraz terytoria”, Gdańsk 2006 r., str. 12.
CDN…