Dnia 8.8.2013 (najgorętszy dzień roku, księżyc w nowiu, transcendent Neptuna) najbardziej reaktywny element warsztatów fotograficznych im. Artura Rychlickiego, w składzie Domin „Natura” Szmeczyński, Kartyna Majdana, Weronika Łużyńska z Łużyna, Cola Paweł oraz Weroniak S. wyruszył na tzw. Antyplener złotopotocki, pokazując w ten sposób swą najbardziej anarchistyczną twarz.
Weroniak został pobrany przez Szmeczyńskiego w okolicach miasteczka Twinpeaks (pow. żorski), a reszta drużyny dołączyła po drodze, tworząc zwarty i prężny element antyplenerowy, zdolny do wszelkiego rodzaju przedsięwzięć. Wyposażeni w kamizelki bezpieczeństwa, miotacz balonów i zestaw kamer OB-skóra brumowali w kierunku północnym.
http://www.youtube.com/watch?v=kB8WVAeMv-M
Rychlicki o całym przedsięwzięciu nie wiedział, a nawet nie miał najmniejszego pojęcia, dyndając, jak zwykle w wakacje, na lianie w podkrakowskich skałkach. Natomiast jego asystent Mikosz oddawał się medytacjom w swej górskiej Solniczce, zgłębiając aspekty swego jestestwa. Antyplenerowcy mieli zatem wyborny timing!
Dotarwszy do rynku Złotego Potoku napotkali młodego, amerykańskiego żołnierza Josha Bondowski, który smagany atakami PTSD po pobycie w Afganistanie, chciał być sfotografowany z figurką studniarza, która jest rzekomo panaceum na wszelki ból. Uczyniwszy zadość bratu zza Wielkiej Wody pognali posilić się rybą pstrąga.
Pod oberżę nad stawem nonszalancko zabrumował Weroniak S., ustawiając oberżystę z żoną w odpowiednim miejscu, aby od razu wiedzieli, z kim mają do czynienia.
http://www.youtube.com/watch?v=_tQHujquBSs
Stół został zasłany i obwicie zastawiony jadłem. Posiliwszy się, pognali zwiedzać pałac Raczyńskich w asyście Pani Magister Przewodnik, która oczekiwała ich wiernie u bramy wjazdowej.
Czekając przed bramą pałacu, rozmyślałam o mojej kolejnej grupie. Następna banda turystów, która myśli, ze dowie się czegoś o Raczyńskich. Tym razem wiara zwiedzających nie była zbyt liczna: nowożeńcy – Natalia i Patryk oraz Małgorzata – zapomniała o wycieczce w poprzednim tygodniu i firma postanowiła przenieść ją na termin młodego małżeństwa. Zdziwiłam się, że młodzi się na to zgodzili, ale byli tak łasi na promocje, że wystarczyło im zapewnić 1,5 litra wody, aby na to poszli. Wtedy jeszcze nie było dla mnie niczym podejrzanym, że na nową osobę w zespole bardziej cieszył się Patryk.
W końcu przyjechali (taksówką), oczywiście jak każda grupa, spóźnieni o godzinę. Rozdałam im darmowe kamizelki, aby nie zgubić ich w tłumie innych turystów – zdarza się to notorycznie. Ja wyposażyłam się we wskaźnik bańkowany do pokazywania zabytków i ruszyliśmy.
Początkowo moi podopieczni nie chcieli się integrować. Opowiedzenie im krótkiej, aczkolwiek niesamowicie ciekawej historii pałacu, nic nie dało. Zazwyczaj, kiedy turyści słyszą o hrabii z Ameryki, zaczynają się poznawać. Tym razem było inaczej, ale ja – Pani Przewodnik Magister, nie poddaję się tak szybko. Tak jak myślałam, ugięli się podczas podziwiania zaawansowanego systemu parapetowo-okiennego lewego skrzydła budynku. Wtedy zaczęli się otwierać, wszelkie lody zostały przełamane.
Pani Małgorzata udawała, że chce zobaczyć szybę, ale dla mnie było już jasne, że marzyła tylko o byciu uniesioną przez Patryka.
Ten nie wahał się ani chwili i ujął Gosię w swe umięśnione ramiona. Natalia jakby przyzwyczajona do tego, że mąż wycina jej niezłe numery, zdawała się nie reagować. Potem dowiedziałam się, że jest Rosjanką, która chciała dostać polski paszport, a później zakochała się w małżonku bez pamięci.
Kiedy pokazywałam Natce kołyskę drugiego dziecka, nasz casanova podrywał Małgorzatę, która nie opierała się zbytnio. Żona jako jedyna udawała, że jest zainteresowana moim monologiem. W pewnej chwili Natalia rzuciła karcące spojrzenie swojemu mężowi. Myślałam, że to koniec jego swawoli, ale moje doświadczenie nie pozwalało mi wierzyć w to zbyt długo. Wszyscy wykazali nawet niewielkie zainteresowanie treścią wycieczki. Pokazałam im dwumetrowe drzwi dla psów, opowiedziałam, jak hrabia Raczynsky wymyślił grę w koszykówkę, przekazałam mało znany fakty o tym, że w Złotym Potoku powstało pierwsze basketbolowe boisko – obrzydliwy standard turystczny. Wycieczkowicze byli onieśmieleni moją wiedzą. Teraz miałam ich w garści. Kiedy zmierzaliśmy do autokaru, raczyłam Natalię opowiastkami o trupach pływających w pałacowym stawie.
Wiedzę przyjmowała z uśmiechem, otwartym umysłem i błyskiem w oku. Kątem ucha słyszałam, jak nasza nowa „para” wymienia uprzejmości. Ze strony Małgorzaty padła nawet propozycja spędzenia wspólnie z Patrykiem tygodnia na jej jachcie Numizmat. Na początku mojej kariery takie zachowania nie mieściły mi się w głowie, ale teraz jestem już gotowa na wszystko. Mężowie zalecający się do młodych turystek, żony udające, że nic nie widzą – to dla mnie chleb powszedni.
W autokarze przejęłam rolę kierowcy.
Rosjanka siedziała obok mnie, rozprawiałyśmy o problemach na Bliskim Wschodzie. Na tylnej kanapie działy się rzeczy, o których wolę nie opowiadać.
Aby rozładować wcale nie tak nienapiętą atmosferę, wykonałam szybki i niepozornie brzmiący telefon do znajomego płetwonurka, który całe dnie spędza pod powierzchnią zalewu złotopotockiego, kontemplując budowę komórkową glonów. Poprosiłam go o szybkie przygotowanie pomostu dla mojej grupy – z doświadczenia wiem, że taplanki moczące nogi w wodzie rozładowują wszelkie napięcia. Jednak i wtedy Małgorzaty nie wydawała się hamować obecność żony jej absztyfikanta, bezwstydnie flirtowała z Patrykiem.
Ach, Patryk… Patryk był krnąbrny. Jako nowo upieczony małżonek Natalii, spacerując po pałacowym parku, topił wzrok w młodej Gosi, która znużona monotonnym perorowaniem Pani Magister Przewodnik została jego wierną słuchaczką. Gosia w dodatku okazała się osobą ze słabością do numizmatyki, którą Patryk fascynował się od młodu. Pasowali do siebie. Natalię zaś pociągała historia pałacu i wiernie podążała za słowami Pani Magister Przewodnik. Natalia jako rodowita Rosjanka chłonęła historię Polski całą swą duszą. Chciała poczuć bliżej kraj męża. Kiedy Pani Magister Przewodnik i Natalia oddaliły by zwiedzić Kołyskę Drugiego Dziecka i Drzwi Dla Psa Raczyńskich, Patryk rozpoczął wyrafinowany flirt z Gosią.
Ważnym elementem zlotopotockiej wycieczki była nowatorska sesja ślubna, świeżo nagrzanego małżeństwa, Natalii i Patryka. Fotografie zostały wykonane przez wschodzącą gwiazdę fotografii ślubnej, której imię niestety nie jest nam znane, ale możemy być pewni, że jeszcze o tej osobowości usłyszymy.
Fotografce udało się uchwycić na zdjęciach Naturę w każdej postaci, pisaną nawet przez duże „en”. Pani Fotograf dzięki twórczemu umysłowi, zdolności abstrakcyjnego myślenia i zgrabnemu oku, wykonała najwyższej klasy fotografie ślubne w nowoczesnym i wysublimowanym stylu, ukazując w ten sposób milość i radość nowożeńców.
Sama sesja przebiegała w miłej i nieskrępowanej atmosferze, a w powietrzu można było wyczuć wysoki poziom profesjonalizmu.
Niezwykle pomocną dłonią okazała się być Pani Małgorzata (Gosia), która czuwała nad mydlaną estetyką zdjęć i tworzyła żywą, niezwykle przystojną i urokliwą dekorację niektórych fotografii. Jej blask oraz urok można odnaleźć w każdej części kadru. Należy powiedzieć, iż sama obecność Pani Małgorzaty na zdjęciu wyklucza powinność zastosowania się do starożytnej zasady trójpodziału, a diagonale i symetrie stają się przy niej zwyczajnością zakrawajacą o nudę.
Oczywiście sesja zakończyła się wielkim sukcesem, a Pani Fotograf zamierza włączyć wykonane zdjęcia do swojej najnowszej wystawy „Ludzie w obiektywie”. Z tego powodu Natalia ma nadzieję, że będzie mogła rozpocząć karierę w kraju nad Pszemszą (co niestety nie udało się w jej ojczystym kraju, za naszą wschodnią granicą) i nie będzie musiała już jeździć na skracanie włosia aż do Moskwy.
Radości nie było końca! Natalia była zadowolona z przebiegu wydarzeń. Oślepiona miłością oraz ostrym słońcem, nie zauważyła, iż jej mąż Patryk rozpoczyna nową, niewinną przygodę z Panną Gosią. Z kolei Panna Gosia kierując się starą, dobrą zasadą, którą zaczerpnęła od świętej pamięci ciotki hrabiny, pomyślała: „Żona nie ściana, można przesunąć…”.
Aby nie zbałamuncić, trzeba rzec wprost, że historia nie dobiegała jeszcze do końca. Miała przed sobą jeszcze parę zgrabnych przerzuceń nóg, na których napinały się mięśnie oblane potem lub wodą. Podróżnicy znaleźli się na obiekcie jeziornym z kaczkami. Cel, który wyniknął z ubioru obkamizelkowanego żółcią i pomarańczą stał się jasny: szukali symulatora motorów odrzutowych.
Pani przewodnik próbowała dowiedzieć się od jednej z kaczych dam, czy jest w spotkanej nam wodzie głęboko. Grupa dowiedziała się jednak, że ignorancja, która przysparza temu miejscu ciszy i spokoju jest przez tę zwierzynę pochwalana.
Kładka, na którą zaprosiła grupę pani Przewodnik pozwalała sądzić, że jest to miejsce niemalże przygotowane. Nic nie stało na przeszkodzie aby dać sobie radę w siadaniu i maczaniu stóp. Patryk skusił się nawet na szybką kąpiel w glonostanie (jest z niego wariat).
Natalia dodawała: „Patryk nie bądź taki do przodu”, zaś pani przewodnik „…bo zabraknie cię z tyłu”.
Jasne było to, że do tej zasady powinna stosować się właśnie Pani Kierownik, ponieważ istniała możliwość, że za nią (behind) zabraknie grupy zainteresowanych. Grupa okazała się jednak przychylna jej matcznej rękojeści, którą dzierżyła cały, letni dzień.
Nawet droga pani Małgorzata, znana z trudnego charakteru (krótka godka: „zmierzła baba”) wytrzymywała te dogaduszki, mając na karku jedynie licencjat z dziedzin fizyki. Grupa swobodnie dzieliła się karimatą, pozostawioną w zupełności na obszarze mostka. Parę metrów dalej grupa kaczorów dzieliła się gałęzią, pozostawioną zupełnie na obszarze jeziora. Patryk znakomicie zauważył, że pewność Natalii, która była przekonana, że są to dzikie i smutne ptaszyny, nie jest oparta na żadnym stałym argumencie.
Godziny mijały w upale, wśród śpiewu skierowanego w kręgi wodne, dopuszczające się niezwykłych rozgałęzień cudu rozedrganej tafli, która mnożyła się w głowie Natalii przesiąkniętej jeszcze myślą, że istnieje czasoprzestrzeń. Zaraz potem przybiegła myśl, że mamy w języku polskim czasowniki. W łeb wbijała jej się także rytmika słów „Złoty Potok”, który nawiedził ją od strony słów, zapachów i dotyku. Natalia była niezwykle wrażliwa na własne odczucia.
http://www.youtube.com/watch?v=OPEPiznjoRE
Pod wspaniałą batutą pani Magister Przewodnik, grupa zgarbnie przesuwała się po jezdni. Jej słowa „szybciej, szybciej” zapewniały nas o opiece i bezpieczeństwie. To wówczas naprawdę wiele znaczyło. Warto zaznaczyć, że grupa była bardzo wyniosła i snobistyczna, przepełniona stwierdzeniem, że można wszystko, a natura, która ich otacza kładzie im się pod stopy. Dowodem na to może być brednia powtórzona dwukrotnie przez panią Kierownik: „zapewniam państwa, że kleszcze zostały stąd przesiedlone wraz z całymi rodzinami”, a przyjęta szczególnie przez panią Małgorzatę.
Patryk, Natalia i Gośka, prowadzeni przez panią Magister Przewodnik zakończyli swe atrakcje około godziny 18:15 pod tablicą „Złoty Potok”, kiedy to odbyli pożegnalną sesję zdjęciową.
Jak mawiała pani Przewodnik : „z żadną grupą nie zatrzymywałam się jeszcze autokarem pod bramką piłkarską”, tak rzec można „takich grup już nie ma, one tylko czasem występują jako Patryk, Natalia i Gośka”.
Koniec i trąba, a kto czytał to bomba.
Niechże będzie komentarzem:
http://www.youtube.com/watch?v=NwmLCpoxtKU&feature=youtu.be