W świetle powyższego nie powinno nas dziwić, że świat nasz (głównie internetowy) jest pełen przepisów “okołokompozycyjnych”. Wszak trzeba dać czytelnikom to, czego pragną: satysfakcję nawet pozornego dalszego rozwoju połączonego z łatwością jego realizacji. Ciekawostką przyrodniczą jest też fakt, że większość stron internetowych omawiających ten temat jest, zarówno w formie jak i treści, bardzo do siebie podobna i często ogranicza się do jednej jedynej zasady kompozycyjnej, tzw. zasady boskiej proporcji (divina proportio). Nie powinno więc dziwić, że kiedy na początku zajęć w naszym studio ich uczestnicy zostali poproszeni o wykonanie (zupełnie intuicyjnie, bez uprzednich informacji i podanej im wiedzy) trzech zdjęć, których tematem byłoby zobrazowanie również trzech podstawowych rodzajów kompozycji, większość wykonanych fotografii była wariacjami na temat właśnie złotego podziału. Co więcej, mimo iż wszystkie były wykonane zgodnie z podstawowymi technicznymi regułami sztuki fotograficznej (odpowiednia głębia ostrości, odpowiedni czas otwarcia migawki, tzw. czułość ISO) jak i oczywiście z zgodnie z regułą divina proportio, wszystkie były beznadziejne… Tzn. może nie beznadziejne – były przewidywalne, nudne i banalne, zwykłe, codzienne. Pojawia się pytanie – dlaczego? Przecież były wykonane według przepisu, przepisu jeżeli nie na dzieło sztuki to przynajmniej na nietrywialną fotografię…
W tym miejscu miały być dwa zdjęcia – przykład powyższego wywodu – ale jednak nie zaryzykuję ich publikacji z powodu najprostszego. Gdybym bowiem sam zaczął czytać artykuł o kompozycji i w tle zamigotała by mi taka “ikonografia” to z miejsca zakręciłbym ten cały kurek z internetem, uciekł w dżungli niedostępność zaś dostawcę internetu pozwał do sądu za obrazę uczuć moralnych. Tak więc przykładów najbanalniejszych nie będzie… Będzie zamiast tego parę zdjęć, czyli mix, czyli misz-masz czyli złożenie. Ot taka sklejanka na dowód, że nie łżę, tylko czasem trafiam w internecie na takie perełki:
Powyższa kompilacja składa się z przykładów, które naturalnie nie wprowadzają w merytoryczny błąd adepta fotografii. Wszystkie od liniału poprowadzone przez te zdjęcia proste, przecinające się to tu to tam, są opisane i wyrysowane prawidłowo. Zbłądzenie pojawia się w momencie, gdy tę uproszczoną – do bólu zębów – metodę uznamy za istotę kompozycji. Tak zaś niestety się często w dzisiejszym dążącym do maksymalnego uproszczenia czasie zdarza. Pomimo wątpliwości zarysowanych wyżej na naszych jedynych, wyjątkowych i ukochanych warsztatach fotograficznych zajęcia z kompozycji zarówno są przewidziane jak i są intensywnie prowadzone. Tak więc rzetelny szkielet informacji – oczywiście z wszystkimi zastrzeżeniami musimy naszym warsztatowiczom podać, nie ograniczając się tylko do paru pomalowanych na płaszczyźnie zdjęcia linii. Pojawia nam się tylko jedno jedyne, ale podstawowe pytanie – jak to zrobić? Czyli jaką drogę wybrać, by namacalnie, ale przede wszystkim intuicyjnie pewien kościec systemu wrażliwości na przestrzeń w nich, w uczestnikach kursu, zasiać.
CDN…
No, nareszcie to znalazłem. Pewnie autora założenie było takie, że jak ktoś nie potrafi tego znaleźć, to i tak by nie zrozumiał.